Tyle muzyki! Czyli o pożytkach ze śpiewania dzieciom
Wiele artykułów namawia do zabawy, opisuje jak ile dobrego kryje każda, nawet najprostsza. Dlaczego zatem nie bawić się w muzykę? Potrzeba tylko trochę chęci i odwagi.
Dysponujemy najdoskonalszym instrumentem muzycznym – głosem, z którym od zawsze konkurowały wszystkie inne instrumenty wymyślone przez człowieka i żaden jeszcze nie wygrał. Dlaczego więc go nie użyć? Dobrze jest również mieć niewielką grupkę dzieci, ponieważ dzieci najwięcej uczą się od siebie nawzajem, choć oczywiście wzorem jest zawsze dorosły. W takim mieszanym gronie każde doświadczenie od razu można bezpiecznie wypróbować na sobie i innych, a muzyka ma ogromny potencjał – rozwija, uspokaja, aktywizuje. Aby się o tym przekonać, wystarczy chwila bacznej obserwacji. Z opowieści rodziców wiem o hipnotycznych niemal właściwościach muzyki Bacha, o powtarzanych w kółko piosenkach, których musieli słuchać, o błyskawicznie cichnących płaczach pod wpływem ulubionej melodii, a dzieci „zaczarowane” brzmieniem klarnetu widuję często, podobnie jak dzieci usypiane jedną zwrotką śpiewanej (to ważne) kołysanki. Wszystko co tylko rodzice zapragną, a dziecko uzna za potrzebne mu w danej chwili jest w muzyce i można do tego sięgnąć. Pytanie tylko, jak to zrobić? Najlepiej śpiewająco! Dosłownie i w przenośni.
Zanim jednak dam kilka praktycznych rad, powiem jakie pożytki z muzyki może mieć dziecko. Choć słyszy już ono od 3 trymestru ciąży, a uczeni są dość zgodni, że jest to słuch absolutny (tak! przynajmniej taki potencjał), najpierw zaczyna używać tego słuchu do uczenia się świata, do rozróżniania i przyswajania bogactwa dźwięków, rozpoznawania i zapamiętywania. Do czego mu się ta umiejętność przyda? Na początek do nauki języka. Dzieci dużo więcej rozumieją niż potrafią powiedzieć, bo słuchają. Trzeba wiedzieć, że każdy z języków to inne brzmienia, częstotliwości dźwięków, dlatego nam dorosłym tak trudno nauczyć się poprawnego obcego akcentu. Nie mamy go w uszach. Zatem im wcześniej i więcej brzmień wrzucimy do małego procesorka, tym większy „materiał porównawczy” do wykorzystania. A wszystkie potrzebne częstotliwości znajdziemy w muzyce bardzo łatwo (Alfred Tomatis – rewolucyjny laryngolog a przy okazji syn śpiewaczki wskazuje, że najlepszym źródłem tej różnorodności jest muzyka Mozarta i chorał gregoriański, ale warto eksperymentować i z innymi ze szczególnym wskazaniem orkiestry). Naukowcy udowodnili, że nie istnieją poznawcze predyspozycje językowe. Być może, ale warto w takim razie się zastanowić czy Alfred Tomatis nie miał racji, czy owe predyspozycje to nie jest właśnie wrażliwe ucho? A ucho, jak wszystko można ćwiczyć i rozwijać.
Po co jeszcze dzieciom takie doświadczenia dźwiękowe? Dźwięki rozwijają wyobraźnię, uważność – we współczesnym szybkim świecie umiejętność nie do zlekceważenia. Neurolog powie, że rozwijają połączenia nerwowe w tych rejonach mózgu, które są odpowiedzialne za słyszenie, mowę i…. muzykę (tak, jest taki obszar bardzo wyspecjalizowany, dajmy mu szansę).
Po drugie – zostańmy jeszcze przy mózgu – muzyka jako sztuka, ale też jako owoc pewnego pięknego systemu działa zarówno na emocje (najstarsze części mózgu) jak i na te obszary, które są odpowiedzialne za funkcje poznawcze. Połączenie emocji z funkcjami poznawczymi daje zawsze najlepsze rezultaty. Dlatego właśnie to co sprawia dzieciom największa przyjemność jest długo przez nie pamiętane czyli skutecznie przyswojone. Przenieśmy to na proces edukacji i mamy naukę bez trudu.
Po trzecie – dzieci cieszą się muzyką wspólnie, dlatego jest ona doskonałym „stadionem” dla treningu umiejętności społecznych. Jest jednak warunek: żeby się dogadać trzeba poznać język. Muzyka, choć jest piękną, bezsłowną komunikacją pełną dobrej energii ma też swój elementarz. Jeśli go nie znamy, trudno nam zrozumieć muzykę choćby innych kultur, a i z własną czasem jest kłopot. Dzieci uczą się bez trudu i warto to wykorzystać, dać im dobre podstawy, resztę same rozwiną.
Po czwarte – choć być może powinno być „po pierwsze”, muzyka jest wartością samą w sobie. Ludzie, którzy potrafią się nią cieszyć tworząc lub interpretując są szczęśliwi i żyją pełnią. To ci wybrani, którzy rozumieją tajemny język. Tajemny, choć nikt tej tajemnicy nie pilnuje, wręcz przeciwnie, jest wielu, którzy chcą się nią dzielić. Niezliczone badania ciekawych naukowców prowadzone między innymi na muzykach i ludziach, którzy choć przez jakiś czas swojego życia grali na jakimś instrumencie dowodzą, że tacy ludzie dłużej zachowują sprawność intelektualną. Badania wśród dzieci ujawniają lepsze wyniki w nauce tych, które muzykują.
Jakby więc nie patrzeć, muzyka się przydaje, pomaga, rozwija nie tylko dzieci ale i nas – rodziców. Dajmy jej tyle naszym pociechom ile tylko jesteśmy w stanie, bo niewiele potrzeba, aby się z muzyką zaprzyjaźniły. Oto kilka codziennych sposobów na ułatwienie takiej przyjaźń:
– śpiewajmy dzieciom przy każdej okazji, doskonale sprawdza się np. jazda samochodem, która sama z siebie bywa przecież długa i nieciekawa;
– śpiewajmy dzieciom przy zwykłych czynnościach np. opisując zbieranie zabawek, porządkując, gotując, piorąc – na każdą czynność można znaleźć (lub wymyślić) jakiś muzyczny kod;
– śpiewajmy kołysanki, bo to sam ekstrakt witaminy M. Jeśli dołączymy do tego czuły dotyk, mamy duże szanse na wychowanie silnych, pewnych siebie i kochających ludzi.
Warto też zorientować się w tym co miasto ma do zaoferowania jeśli chodzi o zajęcia umuzykalniające dla małych dzieci, taka inwestycja się zwróci.
Agata Stawska
– muzykolog, muzykoterapeutka, razem z Katarzyną Marczak (klarnecistką) prowadzi zajęcia muzyczne na dzieci w Centrum Muzyki i Muzykoterapii „Gaia” (www.centrumgaia.pl), a także zajęcia muzykoterapeutyczne w ośrodku Koła Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym w Myślenicach.